kreska na nosie przed śmiercią
Była czymś, na co czekali, i dlatego z niecierpliwością przyjmowali ją, gdy nadszedł ich czas. Ten duch nadziei przejawia się szczególnie w przedśmiertnych słowach świętych, wypowiedzianych w momencie, gdy widzieli, co czeka ich przez całą wieczność. Oto słowa 11 świętych wypowiedziane przed śmiercią:
Życie. 11 zdjęć wykonanych na chwilę przed śmiercią. Ci ludzie nie zdawali sobie sprawy. przez Marek Banaś 21 października 2021, 15:00 4. Robiąc te zdjęcia, jego uczestnicy nie byli świadomi, że skończą się one tragedią. Na fotografiach nie brakuje uśmiechów i roześmianych twarzy, Jednak to, co nastąpiło później, jest
Ciemna kreska na ciążowym brzuchu, określana również jako linea negra lub linea nigra to rodzaj fizjologicznej zmiany pigmentacyjnej, czyli przebarwienia, które często pojawia się u kobiet podczas ciąży. Pojawienie się kreski bywa często zaskoczeniem dla samej ciężarnej, jednak nie powinno się to wiązać z jej niepokojem
Wykorzystywany w tej procedurze kwas hialuronowy jest powszechnie stosowany w dziedzinie medycyny estetycznej ze względu na zadowalające i naturalne efekty zabiegu. Nie są one jednak długotrwałe. Korekcja nosa z użyciem tego preparatu przynosi efekt, który utrzymuje się przez około 12 miesięcy. Po upływie tego czasu konieczne może
Kilka dni przed śmiercią dolegliwości są bardziej charakterystyczne. U chorego można zaobserwować: zaostrzenie rysów twarzy. szare, sine zabarwienie wokół ust. wrażenie “ściągnięcia” twarzy. problemy z oddychaniem. fioletowe, niebieskie wybroczyny na kolanach, stopach, rękach. ustanie oddawania moczu i wypróżniania. spadek
no togel singapore yang keluar malam ini. Kontynuujemy temat wczesnych znamion śmierci, czyli zmian w organizmie występujących po zgonie człowieka, które pojawiają się z chwilą ustania krążenia. Warto mieć na uwadze, że znamiona pojawiają się w różnym czasie, jednak ich wspólną cechą jest fakt, że wykształcają się w pierwszych 12 godzinach po zgonie. Do wczesnych znamion śmierci należą: plamy opadowe (pośmiertne), stężenie pośmiertne, oziębienie, bladość, o plamach opadowych już powstał – dzisiaj zajmiemy się pozostałymi pośmiertneStężenie pośmiertne jest to stopniowe skrócenie i usztywnienie mięśni. Na początku po śmierci zwiotczeniu ulegają wszystkie mięśnie, zarówno gładkie, jak i prążkowane. Stężenie pośmiertne ma miejsce po śmierci i jest wynikiem zmian biochemicznych zachodzących w mięśniach, które można przyrównać do trwałego skurczu mięśni. Po śmierci organizm nie magazynuje energii w ATP, czyli adenozynotrójfosforanie co z kolei prowadzi do stopniowego, ale trwałego związania włókien mięśniowych – aktyny i miozyny. W wyniku tego procesu powstaje aktomiozyna – nierozciągliwe białko odpowiedzialne za usztywnienie skróconych stężenia pośmiertnego zależy od kilku czynników: masy mięśniowej, “aktywności” mięśniowej przed zgonem – ataku padaczki, porażenia prądem, wysiłku fizycznego, temperatury pośmiertne szybciej występuje w wyższych temperaturach oraz w sytuacji, gdy zgon był poprzedzony wysiłkiem fizycznym. Zaczyna się we wszystkich mięśniach w tym samym czasie, jednak zważywszy na różnice masy mięśniowej różnych grup mięśniowych obserwuje się je w różnym przedziale czasowym. I tak: po upływie 1 do 3 godzin po śmierci stężenie pośmiertne zajmuje mięśnie mimiczne twarzy, drobne mięśnie palców i rąk, w przypadku pozostałych partii mięśniowych, stężenie pośmiertne rozwija się w czasie 6-8 przełamiemy kończynę, czyli zegniemy ją na siłę pomimo tego, że wytworzyło się już stężenie pośmiertne, to rozwinie się ono ponownie, ale nie będzie już tak wyraźnie naszym ciele przeważają zginacze nad prostownikami, co wpływa na pozycje ciała po zgonie. Dlatego też, po śmierci obserwujemy: zgięcie kończyn w stawach łokciowych i kolanowych, zaciśnięcie palców rąk, wyprostowanie kończyn dolnych w biodrach, ułożenie stóp w pozycji pośmiertne mija najczęściej od drugiej doby, w kolejności powstawania, a jego ustępowanie jest zależne od temperatury otoczenia. Średnio mija od około 72 godziny od zgonu. Z kolei w temperaturze 5-15°C może utrzymywać się nawet przez tydzień, a w temperaturze poniżej 5°C nawet kilka pośmiertneOziębienie pośmiertne jest to pośmiertna utrata ciepła wynikająca z ustania procesów przemiany materii oraz wyrównywania temperatury zwłok do temperatury otoczenia. Do procesów wyrównujących temperaturę ciała do temperatury otoczenia, w którym znajdują się zwłoki należą: przewodzenie, konwekcja, promieniowanie, szybkość procesu oziębienia pośmiertnego zależy od wielu czynników, do których, należą: temperatura otoczenia, wilgotność środowiska, ruch powietrza, grubość tkanki tłuszczowej podskórnej, sposób oziębienia, rodzaj naszych warunkach klimatycznych wyrównanie temperatur trwa zazwyczaj od 16 do 20 godzin. Oczywiście odkryte części ciała szybciej są chłodne – z reguły po upływie około 1-2 godzin, pozostałe po 5 6-9 godzinach po śmierci temperatura w odbytnicy spada średnio około 1°C na godzinę. W kolejnych godzinach ten spadek jest wolniejszy. Jeżeli przyczyną zgonu był ciężki proces zapalny to w pierwszym okresie po zgonie można zaobserwować niewielki wzrost temperatury oziębienie pośmiertne ma znaczenie w określaniu czasu śmierci do około 12 godzin, gdy istnieje możliwość porównania temperatury na odkrytych i zakrytych częściach pośmiertnaBladość pośmiertna jest to skutek zatrzymania krążenia i opadania krwi do najniżej położonych części ciała. Najlepiej jest widoczna na granicy plam opadowych. Jej znakiem charakterystycznym jest szarawy lub woskowy pośmiertneWysychanie pośmiertne jest wynikiem parowania wody ze zwłok. Najszybciej wysycha rogówka (wypukła zewnętrzna warstwa gałki ocznej w jej przedniej części) przy niezamkniętych powiekach, która mętnieje już po 2-4 godzinach. Znakiem charakterystycznym wyschniętych spojówek są żółtawe plamy na powierzchniach bocznych gałki ocznej. Wysychanie pośmiertne najczęściej zachodzi w miejscach, które są pozbawione zrogowaciałego naskórka – jest bardzo dobrze widoczne w okolicy czerwieni wargowej, skrzydełek nosa oraz opuszek zjawisku wysychania pośmiertnego istnieje możliwość ujawnienia i opisania urazów, do których doszło na krótki czas przed zgonem – głównie otarć naskórka. Wysychanie pośmiertne występuje w postaci pergaminowatego stwardnienia i zmiany barwy na brązową, brązowo – brunatną lub ciemnobrunatną. Warto mieć na uwadze to, że zła interpretacja wysychania pośmiertnego może mieć poważne skutki, głównie prawne – takim przykładem jest, np. pasmowate wyschnięcie w fałdach skórnych szyi małych dzieci. Takie ślady mogą zostać uznane, jako ślady duszenia. Podobnym przypadkiem są brunatne lub sino-brunatne pasmowate ślady wysychania występujące w obrębie zmacerowanego naskórka moszny – te z kolei mogą być pomylone z mechanicznym urazem tej okolicy. Z kolei pośmiertne nadtrawienie naskórka i skóry przez żerujące owady wyglądające jak brunatne, brązowo-brunatne lub suche plamy mogą zostać zinterpretowane, jako skutek urazu mechanicznego. Jeżeli nie jest się do końca pewnym warto naciąć na zwłokach „wątpliwe” miejsce i potwierdzić (lub wykluczyć) że w ich obrębie znajdują się podbiegnięcia krwawe, które świadczą o zażyciowości doznania powstał na podstawie tomu drugiego “Kultury śmierci, kultury umierania” pod redakcją Andrzeja Guzowskiego, Elżbiety Krajewskiej – Kułak, Grzegorza Bejda. Rating: From 4 wait...
"Jakie życie, taka śmierć - nie dziwi nic" - śpiewała Edyta Geppert. I miała wiele racji. Jak kto żyje, tak umiera. Na dodatek chyba nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć z absolutną pewnością, jak zachowa się w chwili śmierci. A śmierć to w naszej kulturze nadal temat tabu, chociaż jest tak wszechobecna w mediach. Sporo ludzi umiera niespodziewanie, w wypadkach, żywiołach, zabójstwach, z powodu zawałów serca. Nie mają więc czasu na umieranie. Nie przechodzą dłuższego procesu. W ich przypadku śmierć to po prostu mgnienie oka. Potrzask. Totalne zaskoczenie. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Na początku tego roku w ramach formacji zakonnej pomagałem jako wolontariusz przez 7 tygodni w dwóch hospicjach: w Pucku i Sopocie. Oprócz posługi kapłańskiej, czyli sprawowania sakramentów świętych, rozmów, towarzyszenia chorym podczas ich umierania, do moich podstawowych zadań należało karmienie, kąpanie, mycie, golenie i przebieranie chorych, czasem wypicie wspólnej kawy, czy obejrzenie kolejnego odcinka "Ojca Mateusza". Była to prawdziwa szkoła życia, która zmusiła mnie nie tylko do konfrontacji z tym, przed czym na co dzień sam uciekam: perspektywą choroby, umierania i śmierci. Pobyt w hospicjum uczył mnie, co jest ważne w życiu codziennym. Oścień śmierci Przyznam, że najbardziej dojmującym doświadczeniem w hospicjum była dla mnie bezsilność, która jest starciem z własnymi i cudzymi granicami. I to w różnych wymiarach. Nie mogę przecież uzdrowić chorych, nie mogę spełnić większości ich oczekiwań, nie mogę spowodować, aby umierało im się "lżej", ponad to, w czym można im ulżyć. Widok cierpienia każdego człowieka, zwłaszcza bliskiego, każe nam coś zrobić, zaradzić, szukać rozwiązań. Ale często po ludzku nie możemy zrobić tyle, ile byśmy chcieli. Parę razy czuwałem przy chorych aż do ich ostatniego tchnienia. Zwłaszcza przy tych, którzy nie mieli już bliskich, albo krewni o nich zapomnieli. Nadchodzącą śmierć odczuwa się wówczas wręcz namacalnie. Ludowe wyobrażenia o spersonifikowanej śmierci z kosą wcale nie są jedynie infantylnym wymysłem. Kiedy rozpoczyna się umieranie, widać na ciele człowieka, że zbliża się kres. Czuje się obecność śmierci. Razem z chorym staje się u bramy, jest się świadkiem jego przejścia, ale samemu patrzy się na wszystko z perspektywy tego świata i własnego doświadczenia. Sama śmierć często jest ulgą. Gorszy jest proces umierania. Pamiętam, że wiele razy, patrząc na kilkudniowe konanie człowieka, co jest niezwykle trudne, zacząłem modlić się do Boga, aby już zabrał tego chorego do siebie. Myślę, że tego najbardziej się boimy: bólu, osamotnienia, utraty kontroli nad każdym aspektem naszego życia, niepewności, co się z nami stanie, pustki, radykalnego ogołocenia. Dzisiaj ból fizyczny możemy już skuteczniej uśmierzać. Ale bólu psychicznego czy cierpienia duchowego nie da się wyleczyć środkami przeciwbólowymi. Czasem lękamy się również sądu, własnej nieuzdrowionej i nieprzebaczonej sobie przeszłości, gryzącego sumienia, pokiereszowanych relacji z bliskimi. Częściej w tym czasie myślałem o własnej śmierci. Co stałoby się, gdybym dziś lub jutro umarł? W pierwszym odruchu ta myśl napełniała mnie drżeniem, lękiem, czułem jakąś pustkę, jakbym wpadał w przepaść. Nie dlatego, jakobym nie wierzył, że czeka tam na mnie Bóg, cały zastęp świętych, aniołów i moich bliskich. Wierzę, że śmierć to nie koniec, ale świadomość tego, że nagle zniknie mi z oczu cały świat relacji i rzeczy, z którymi jestem zżyty, rodzi lęk. Śmierć nas przeraża, bo nie mamy żadnego namacalnego dowodu, że "coś" tam istnieje. Nic dziwnego, że jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne sensacyjne książki o tym, jak to ludzie otarli się o tamten świat. Piszą o swoim doświadczeniu śmierci klinicznej, o świetle w tunelu, o świetnym samopoczuciu, niebie, w którym już rzekomo byli. Owszem, nie można tutaj wykluczyć tajemnicy. Nie wszystko da się wytłumaczyć, ale w większości wypadków są to jedynie wytwory ludzkiej fantazji, domysły, przeczucia. Tak naprawdę nie mamy wiedzy naukowej na ten temat. Pozostaje tylko ufność, że tam czeka na nas ktoś dobry i życzliwy. Ale jak tam jest, pozostaje tajemnicą. Ty nie możesz umrzeć Oprócz bezsilności, drugim trudnym doświadczeniem jest mechanizm wypierania śmierci. Niektórzy chorzy do samego końca odsuwają od siebie perspektywę nieuchronnej śmierci. Sądzą, że znajdzie się jeszcze odpowiednie lekarstwo, że przecież można coś zrobić. To tylko kwestia czasu. I to jest dziwne, że niby wszyscy wiemy, że umrzemy. Jesteśmy świadkami śmierci. A jednak kiedy śmierć nadchodzi, stoi u bram, czego początkiem jest np. nieuleczalna choroba, sądzimy, że nas śmierć nie dotyczy. Najbardziej bolesne dla chorego są reakcje rodziny, która często uważa, że w lekarzach, księdzu, pielęgniarkach istnieją cudotwórcze moce. Nie dopuszczają do siebie, że mama, tata, żona, mąż, wkrótce odejdzie. Skutkiem tego pozostawiają nierzadko chorego w samotności, bo przecież do jutra się poprawi. Nawet jak mama mówi, że nie dożyje do poranka (a wielu chorych bezbłędnie przeczuwa ten moment), to często słyszy z ust swoich dzieci: "Niech się mama nie wygłupia. Wszystko będzie dobrze". Na drugi dzień dzieci dowiadują się przez telefon, że mama już nie żyje. Potem następuje fala pretensji do lekarzy, personelu, że nie uratowali, nie zrobili tego, co powinni... itd. Pan Waldemar czuł się już bardzo źle. Cierpiał na nowotwór płuc. Walczył ze sobą. W jednej chwili mówił, że już umiera, a za chwilę wszystko wypierał, twierdząc, że jego stan się polepszy. Z początku nie wiedziałem, jak to wszystko ugryźć. Przychodziłem do niego na kawę przez parę dni, pomagałem mu w kąpieli, goleniu, układaniu się do łóżka. I tak się powoli zaprzyjaźniliśmy. W pewnym momencie pan Waldemar wybuchnął płaczem. Płakał tak przez dobre dziesięć minut. I błagał, żeby rodzina w końcu pozwoliła mu odejść. Okazało się, że jego żona zaklinała go non stop: "Ty nie możesz umrzeć, nie możesz zostawić mnie samej". Wysłuchałem tego wyznania, po czym zapytałem, czy nie mógłby dzisiaj jeszcze raz powiedzieć żonie, że już chce umrzeć. Powiedział i umarł tego samego dnia wieczorem. Ale rodziny przy nim nie było, bo próbowali mu wmówić, że jutro się przecież ponownie spotkają. I pojechali do domu. Presja rodziny była dla niego większym ciężarem niż choroba. Niestety, mam wrażenie, że taka reakcja z jednej strony podyktowana jest zrozumiałą chęcią zachowania relacji i bliskości, a z drugiej niemalże ciągłym rugowaniem śmierci z codziennego życia. Podczas choroby i umierania najlepiej dotrzeć do człowieka, kiedy okaże się mu troskę i pomoc w najbardziej fundamentalnych sprawach życia: pielęgnacja ciała, pokarm, napój. Dopiero potem można nawiązać głębszy kontakt. Pamiętam pana Jarka, niewierzącego i zbuntowanego na Boga i cały świat. Obie nogi amputowane. Kąpałem go i goliłem dwa razy w tygodniu. Codziennie przynosiłem mu obiad, robiłem kawę. Czasem coś bąknął, ale w zasadzie niewiele mówił. Z początku nie wiedział, że jestem księdzem, a nigdy nie pozwalał, aby duchowny przyszedł do niego z komunią świętą. Dyrektor hospicjum uznał, że lepiej będzie, abym nie ujawniał mu wszystkich szczegółów. W sumie pan Jarek, marynarz, który opłynął cały świat, był sympatycznym człowiekiem. Pewnego dnia dowiedział się od kogoś, że jestem księdzem. Pielęgniarki poinformowały mnie o tym przed wejściem do jego pokoju. Nie miałem pojęcia, jak zareaguje. Czy mnie wyrzuci za drzwi, czy będzie przeklinał na czym świat stoi? Byłem pełen obaw. Co się jednak okazało? Pan Jarek nagle zaczął mówić o swojej wierze i niewierze, o buncie, o zawodzie, jaki - jego zdaniem - sprawił mu Bóg. Otworzył się, bo był zdziwiony, że ksiądz pomagał mu w toalecie, karmił go i okrywał. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył. I to doświadczenie przełamało w nim opór i lęk. Jednak nie zawsze tak jest. Niektórzy hardo trwają w buncie do ostatniej chwili życia. Jedyne, co można zrobić, to się modlić i być życzliwym dla nich do końca. Czym obdarzył mnie ten krótki pobyt w hospicjum? Otrzymałem darmową, ale istotną lekcję: jeśli chcesz dobrze umierać, zawczasu ucz się, jak dobrze żyć. Skoncentruj się na życiu i nie daj się opanować obsesji śmierci. To nieprawdopodobne, jak w hospicjum rozkwita życie, chociaż wielu ludzi uważa to miejsce za umieralnię. Ile tam jest dobroci i życzliwości! Nie zapomnę pana Mietka, wiek około 95 lat, który każdego dnia kosztował dosłownie jedną ulubioną czekoladkę, palił fajkę i zjadał dwa grzybki marynowane, które uwielbiał. Cieszył się życiem i je smakował. Przez te dwa miesiące zdałem sobie sprawę, jak bardzo próbuję kontrolować swoje życie. Jak wszystko musi być według planu, porządku, ułożone i pewne. Myślałem, że wszystko ode mnie zależy, że ja decyduję. Odkąd opuściłem hospicjum, ta kontrola nieznacznie się zmniejszyła. Chrystus mówi, że śmierć jest częścią życia. Śmierć obecna jest w naturze, chociażby w widoku obumierających ziaren, z których wyrastają nowe rośliny. Podczas umierania ludzie również dojrzewają, ale nie zawsze widać te owoce gołym okiem. Kiedy przyjdzie ci nagle myśl o śmierci, nie uciekaj przed nią w hałas, przyjemności, wypieranie, racjonalizację. Spróbuj ją powitać i zaakceptować. Nie walcz z myślą o śmierci. Gdy w jakimś momencie lub sytuacji ogarnie cię bezsilność, uznaj, że to część życia, a nie twój wróg. Teraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że jakość i pokój w naszym życiu zależy od tego, jak radzimy sobie z bezsilnością. W chwili odchodzenia i umierania najważniejsze okazują się nie osiągnięcia, pieniądze, porażki, ale relacje. Nawet jeśli ktoś mocno tę potrzebę wypiera, tak naprawdę pragnie wówczas ludzkiej obecności. Nic nie jej nie zastąpi. A obecność to po prostu słuchanie i bycie. Lepiej poradzimy sobie w życiu z niejednym problemem, gdy nauczymy się słuchać. Chcesz osiągnąć głębszą relację z chorym, zacznij od troski o jego ciało. Czy to, że ktoś uważa się za człowieka wierzącego wprowadza jakąś zasadniczą różnicę w przeżywaniu ostatnich dni życia przed przejściem na tamten świat? Bywa różnie. Wtedy właśnie odsłania się, czy mamy do czynienia z głęboką wiarą, czy tylko z wiarą deklaratywną. Nie zawsze ten, kto twierdzi, że wierzy, przeżywa śmierć z Bogiem. Zdarzają się jednak osoby, które są prawdziwym zbudowaniem i przykładem, nawet w tak trudnej chwili jak umieranie. "Jakie życie, taka śmierć - nie dziwi nic". Umarłem dziś rano... Tak rozpoczyna się opowieść o pierwszym dniu po śmierci - historia zbawienia ludzkiej duszy... Chcę przeczytać tę książkę Pierwszego dnia dusze trafiają na Stację Śmierci, gdzie pod opieką Anioła Stróża dokonują wyboru... między niebem a "niebem". Od tej decyzji zależy ich ostateczny los. Zanim jednak wsiądziemy do pociągu, wraz z głównym bohaterem doświadczamy kuszenia demonów, iluzji grzechu oraz miłosiernego przebaczenia Boga. Anioł uczy nas prawdy o piekle, czyśćcu i niebie. Wspólnie poznajemy historie życia innych osób, przyglądamy się wyborom, jakich dokonały i zachodzącym w nich przemianom. Tomasz Ponikło, "Józef Tischner - myślenie według miłości. Ostatnie słowa" >> Chcę przeczytać tę książkę Ta książka to nie tylko opowieść o życiu i myśli Wielkiego Filozofa. To także swoisty "przewodnik" po problemach sensu naszego istnienia, sensu (lub bezsensu) cierpienia, śmierci i zła, a wreszcie zaproszenie do namysłu nad tajemnicą wiary i nadziei.
Zgodnie ze swoją misją, Redakcja dokłada wszelkich starań, aby dostarczać rzetelne treści medyczne poparte najnowszą wiedzą naukową. Dodatkowe oznaczenie "Sprawdzona treść" wskazuje, że dany artykuł został zweryfikowany przez lekarza lub bezpośrednio przez niego napisany. Taka dwustopniowa weryfikacja: dziennikarz medyczny i lekarz pozwala nam na dostarczanie treści najwyższej jakości oraz zgodnych z aktualną wiedzą medyczną. Nasze zaangażowanie w tym zakresie zostało docenione przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia, które nadało Redakcji honorowy tytuł Wielkiego Edukatora. Sprawdzona treść data publikacji: 08:00 Konsultacja merytoryczna: Lek. Aleksandra Witkowska ten tekst przeczytasz w 4 minuty Bolesne, czerwone guzy, guzki, krostki ulegające wrzodzeniu - mogą pojawić się na kilka tygodni czy miesięcy przed rozpoznaniem stanu zapalnego lub nowotworu przewodu pokarmowego. Szacuje się, że choroba objawia się w ten sposób nawet co u trzeciego pacjenta. Kittima05 / Shutterstock Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Rumień i choroby układu pokarmowego Zespoły złego wchłaniania Zmiany skórne – marker nowotworów – Skóra mówi dużo o kondycji naszego organizmu. Wiele chorób internistycznych można rozpoznać po kolorze i stanie skóry. Mogą się objawiać zasinieniem, zażółceniem lub bladością skóry. W wielu przypadkach, różne objawy skórne wyprzedzają, nawet o wiele miesięcy, objawy chorób przewodu pokarmowego – podkreśla dr Magdalena Kędzierska z Kliniki Dermatologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Rumień i choroby układu pokarmowego Różnego rodzaju wykwity na skórze, grudki, guzki, pęcherzyki, krostki lub owrzodzenia, mogą towarzyszyć chorobom jelit. Cześć tych zmian jest bardzo charakterystyczna dla określonych chorób, dlatego należy w ich kierunku przeprowadzić diagnostykę. – Wśród chorób układu pokarmowego, którym najczęściej towarzyszą zmiany skórne, wymienić należy przede wszystkim nieswoiste zapalne choroby jelit, czyli chorobę Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejące zapalenie jelita grubego – mówi dr n. med. Irena Walecka, kierownik Kliniki Dermatologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Tej grupie chorób towarzyszy wiele zmian skórnych, które występują z różnym nasileniem i w różnych okresach trwania choroby podstawowej. Najczęstsze z tych objawów to: Rumień guzowaty: bolesne guzy i guzki, które pojawiają się nagle, z reguły na przedniej powierzchni podudzi, częściej występują u kobiet. Takie zmiany mogą się pojawiać u około 15 proc. pacjentów z nieswoistymi zapalnymi chorobami jelit. Początkowo zmiany te są żywoczerwone, następnie zmieniają kolor na brunatny, a ustępując, przybierają barwę żółtozieloną. Nigdy nie ulegają owrzodzeniu i zawsze goją się bez zostawienia blizn. Objawy zazwyczaj utrzymują się od trzech do sześciu tygodni. Piodermia zgorzelinowa: zapalne, czerwone guzki lub krosty, które bardzo szybko się rozprzestrzeniają. Nieleczone mogą prowadzić do śmierci, leczone utrzymują się wiele miesięcy (czasami lat) i goją się pozostawiając blizny. To rzadka choroba o nieznanej etiologii. Dotyczy około 5 proc. chorych z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego oraz około 2 proc. pacjentów z chorobą Leśniowskiego-Crohna. Zmiany te umiejscowione są najczęściej na kończynach dolnych. Zespoły złego wchłaniania Niektóre zmiany skórne mogą towarzyszyć upośledzonemu wchłanianiu pokarmów, a co za tym idzie – złemu wchłanianiu witamin i minerałów. Przykładem jest niedobór cynku, który może być spowodowany niedostateczną ilością tego pierwiastka w diecie lub upośledzonym jego wchłanianiem - w przebiegu takich chorób jak choroby zapalne jelit, zapalenie trzustki czy przewlekłe choroby nerek. Występuje także dziedziczne upośledzenie jelitowej absorpcji cynku. Gdy w organizmie zaczyna brakować tego pierwiastka, (niezależnie od przyczyny), na ciele mogą pojawić się rumieniowo-złuszczające zmiany pokryte nadżerkami i strupami (strup najczęściej występuje w części centralnej, a na obwodzie są pęcherzyki i krostki), zlokalizowane w okolicy naturalnych otworów oraz na wewnętrznych częściach kończyn. Zmiany mogą dotyczyć także włosów, które przypominają wtedy ubarwienie zebry, z jasnymi i ciemnymi pasmami, co jest efektem zmian stężenia cynku w organizmie. Zakażenia przewodu pokarmowego a skóra Również zakażenia przewodu pokarmowego mogą dawać objawy w postaci zmian skórnych. – W przebiegu zakażeń pasożytniczych, takich jak: lamblia, owsik, glista, tasiemiec uzbrojony i nieuzbrojony, może się pojawiać wiele zmian o charakterze bąbli pokrzywkowych. Zakażeniom bakteryjnym typu Salmonella, Shigella, może towarzyszyć, rumień guzowaty – mówi dr Irena Walecka. Na tym jednak nie koniec. Zakażenie bakterią Helicobacter pylori często bywa kojarzone z trądzikiem różowatym – chorobą, która zwykle rozpoczyna się około 30. roku życia, a jej szczyt nasilenia przypada na wiek 40-50 lat. Częstsze zachorowania stwierdza się u kobiet, ale schorzenie to ma cięższy przebieg u mężczyzn. W jego początkowym okresie zmiany skórne mają charakter rumieniowy, z przemijającym zaczerwienieniem skóry twarzy. W dalszym etapie pojawiają się wykwity grudkowe i krostkowe. Zmiany lokalizują się w środkowej części twarzy (nos, policzki, czoło). Warto dodać, że podobne objawy są spotykane również w innych schorzeniach np. toczniu. – W części przypadków, trądzik różowaty może współistnieć z infekcją Helicobacter pylori. Związek pomiędzy trądzikiem różowatym a tą infekcją jest wciąż niejasny i nie ma na to pewnych dowodów. Niemniej u części pacjentów trądzik ustępuje po wyleczeniu infekcji Helicobacter pylori – mówi dr Irena Walecka. Zmiany skórne – marker nowotworów Dla każdego lekarza, a w szczególności dla dermatologa, sygnałem alarmowym, że pacjent może mieć chorobę nowotworową są zmiany skórne niepoddające się standardowemu leczeniu. Takie zmiany skórne, towarzyszące procesom nowotworowym, nazywany zespołami paraneoplastycznymi. Do ich rozpoznania muszą być spełnione następujące kryteria: nietypowe objawy skórne oporne na standardowe leczenie, zmiany skórne ustępują wraz z podjęciem właściwego leczenia nowotworu, a powracają przy wznowie procesu nowotworowego. Jedną z typowych chorób dermatologicznych będących markerem nowotworów jest rogowacenie ciemne. Ta choroba towarzyszy między innymi gruczolakorakowi żołądka. Objawia się brodawkowatym, symetrycznym przerostem skóry z towarzyszącym świądem. Zmiany lokalizują się w zgięciach i fałdach skórnych, czasami na powiekach i wargach. Na śluzówkach jamy ustnej niekiedy pojawiają się brunatne plamy. Rogowacenie ciemne dłoni może współwystępować z rakiem żołądka i rakiem oskrzeli. Także nagły wysiew licznych brodawek łojotokowych, z towarzyszącym świądem, może mieć związek z nowotworem (np. gruczolakorakiem przewodu pokarmowego). Sprawdź, czy grozi ci nowotwór. Kup: pakiet badań diagnostycznych dla kobiet pakiet badań diagnostycznych dla mężczyzn Treści z serwisu mają na celu polepszenie, a nie zastąpienie, kontaktu pomiędzy Użytkownikiem Serwisu a jego lekarzem. Serwis ma z założenia charakter wyłącznie informacyjno-edukacyjny. Przed zastosowaniem się do porad z zakresu wiedzy specjalistycznej, w szczególności medycznych, zawartych w naszym Serwisie należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem. Administrator nie ponosi żadnych konsekwencji wynikających z wykorzystania informacji zawartych w Serwisie. Potrzebujesz konsultacji lekarskiej lub e-recepty? Wejdź na gdzie uzyskasz pomoc online - szybko, bezpiecznie i bez wychodzenia z domu. skóra nowotwór układ pokarmowy jelita Pracoholizm - objawy, terapia, jak pomóc pracoholikowi? Pracoholizm objawia się najczęściej tym, że osoba odczuwa wewnętrzną potrzebę i konieczność ciągłej pracy. Wszystko, co wiąże się z życiem codziennym, schodzi na... Krostki na ramionach Krostki na ramionach (zwane też kaszką na ramionach) to nieestetyczne zmiany skórne, jakie zachodzą na powierzchni skóry pokrywającej ramiona. Mają tendencję do... Krostki Fordyce'a. Gdy pojawiają się na ustach lub pod oczami, mogą zapowiadać problemy z sercem Plamki Fordyce'a powstają w wyniku gromadzenia się łoju pod skórą. Najczęściej pojawiają się pod pachami, na piersiach czy na narządach intymnych. Szacuje się, że... Ból oka. Choroby, które objawiają się bólem gałki ocznej Ból oka zwykle wzbudza niepokój, ponieważ obawiamy się możliwości uszkodzenia lub nawet utraty wzroku. Jak się okazuje, najczęściej ból oka jest spowodowany... Monika Wasilonek Objawy zakażenia Omikronem. Co wiemy na ten moment? Pierwszy przypadek wariantu Omikron został właśnie wykryty w Polsce. Mutacja ta wzbudza niepokój całego świata. Zakażenia Omikronem odnotowano już, jak twierdzi... Agnieszka Mazur-Puchała Jak objawia się cukrzyca u dzieci? Pierwsze symptomy, diagnostyka, leczenie Cukrzyca u dzieci to coraz częstszy problem — bywa diagnozowana nawet u niemowląt. Przewlekła choroba metaboliczna objawia się wysokim stężeniem glukozy we krwi.... Jak leczyć krostki na penisie? Z jakiego powodu na penisie pojawiły się krostki? Czy może być to objaw grzybicy lub choroby wenerycznej? Czy krostki mogą być objawem reakcji alergicznej po... Lek. Anna Mitschke Koronawirus w Polsce. Jakie są objawy zarażenia? Minister zdrowia potwierdza: jest pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. Pacjent znajduje się w szpitalu w Zielonej Górze. Wszyscy, którzy mieli z nim kontakt... Guzki Heberdena- jak się objawiają? Jak leczyć? Guzki Heberdena są dokuczliwą zmianą zwyrodnieniową, stawów palców rąk. Pojawiają się na palcu serdecznym lub wskazującym. Z chorób reumatycznych są najmniej... Magdalena Chamerska Zapalenie rozcięgna podeszwowego - czym się objawia, co je powoduje i w jaki sposób je leczyć? Zapalenie rozcięgna podeszwowego to dosyć powszechne schorzenie ortopedyczne, objawiające się przede wszystkim bólem w okolicach pięty. Chociaż uciążliwe, jest...
Straż Graniczna informuje o trzech ofiarach śmiertelnych znalezionych w pobliżu granicy na Podlasiu. Dwie z nich znaleziono w Puszczy Knyszyńskiej, jedną we wsi Dworczysko, w strefie objętej stanem wyjątkowym Jedną z ofiar ma być obywatel Iraku, który razem z dwoma innymi mężczyznami błąkał się po lesie w okolicy wsi Dworczysko w gminie Giby. Dwie pozostałe osoby zostały przewiezione do szpitali. Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną śmierci Irakijczyka było wychłodzenie. W nocy temperatury spadają do kilku stopni powyżej zera. Straż Graniczna w rozmowie z nie chce podawać szczegółów sprawy. Rzeczniczka SG Anna Michalska odmawia komentarza zarówno w sprawie zmarłej osoby, jak i tych przewiezionych do szpitala. Nie odpowiada na pytanie, co stanie się z dwójką Irakijczyków po wyjściu ze szpitala. Również prokuratura, poza potwierdzeniem śmierci jednego mężczyzny, nie ujawnia innych informacji. „Dajemy radę” Niedługo po naszym telefonie do Straży Granicznej, 19 września 2021, na oficjalnym profilu na Twitterze pojawiła się informacja potwierdzająca nie jedną, a trzy ofiary śmiertelne. Chodzi o obywatela Iraku oraz dwie osoby znalezione w innym miejscu – prawdopodobnie w Puszczy Knyszyńskiej. Dzień wcześniej, 18 września, Straż Graniczna chwaliła się na Twitterze swoją efektywnością. „Aż 324 próby nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusido Polski. Wszystkim próbom strażnicy graniczni zapobiegli. Za pomocnictwo zatrzymano 2 cudzoziemców: ob. Uzbekistanu i ob. Gruzji. Dajemy radę” – czytamy w udostępnionym tweecie. SG informuje również o akcji ratowniczej na bagnach w rozlewisku rzeki Supraśl. Znaleziono tam pięciu mężczyzn i trzy kobiety. Siedem osób trafiło do szpitali, jedna „pozostaje pod opieką SG”. Nie pierwsza i nie ostatnia tragedia „To jest sytuacja, przed którą ostrzegaliśmy od początku” – mówi Piotr Bystrianin, prezes Fundacji Ocalenie. „Od 18 sierpnia byliśmy przy granicy, ostrzegaliśmy, że jeśli władze i straż graniczna nie przestaną łamać prawa, wywozić ludzi na granicę i zmuszać ich do przekraczania jej wielokrotnie, jeśli nie zaczną przyjmować wniosków o ochronę międzynarodową, to dojdzie do tragedii. Jeśli te trzy osoby, które błąkały się po lesie, chciałyby ubiegać się o ochronę międzynarodową, to za tę śmierć winę ponosi rząd i straż graniczna” – komentuje. Jak zaznacza, niezależnie od miejsca, w którym te osoby przekroczyły granicę, powinny móc ubiegać się o ochronę międzynarodową. „Ale w Polsce nie można na to liczyć, zamiast tego trzeba spodziewać się wywiezienia do lasu na bagno. Przez takie działania, ludzie, zamiast szukać pomocy u Straży Granicznej, będą jej unikali” – zaznacza. Dodaje także, że wprowadzony 2 września stan wyjątkowy, uniemożliwia organizacjom takim, jak Ocalenie, uzyskiwanie i przekazywanie informacji o stanie zdrowia osób na granicy. „Nie wiemy, czy to pierwsza taka tragedia. Niestety, bardzo możliwe, że nie ostatnia” – mówi Piotr dziennikarze mają ograniczony dostęp do informacji o tym, co dzieje się na granicy. Ze względu na stan wyjątkowy media nie moją wjechać do przygranicznej strefy, a służby odmawiają że największe polskie redakcje podpisały apel „Media na granicy”. Piszemy w nim: „Stwierdzamy, że działania władz są sprzeczne z zasadą wolności słowa, stanowią też przejaw niezgodnego z prawem prasowym utrudniania pracy dziennikarzom i tłumienia krytyki prasowej”. „Macie krew na rękach” Na tragiczną wiadomość zareagowały organizacje, które przez ostatnie tygodnie, dniem i nocą, były lub nadal są niedaleko granicy, by w razie czego pomóc osobom, które przeszły przez granicę. Fundacja Ocalenie: „Wiadomość, której tak bardzo obawialiśmy się od kilku tygodni, pojawiła się dziś. Jest nam ogromnie przykro. Jesteśmy także wściekli. Każdy, kto wie, co dzieje się przy granicy wiedział, że te okrutne praktyki doprowadzą w końcu do śmierci człowieka. Jest coraz zimniej. W strefie stanu wyjątkowego nad działaniami służb nie ma żadnej kontroli. Śmierci będzie więcej. Być może nie o wszystkich się dowiemy. Nikt, niezależnie od okoliczności, w jakich znalazł się w Polsce, nie zasługuje na śmierć tutaj z zimna, głodu czy braku dostępu do lekarza. To jest hańba polskich władz i hańba służb, które wykonują nieludzkie rozkazy”. Katarzyna Kojzar Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki. Przeczytaj także: Lubisz nas? Dołącz do społeczności
Paulina Baran Hospicjum to umieralnia, nie idź tam. „Zryjesz” sobie psychikę – słyszałam od ludzi, kiedy mówiłam, że zamierzam spędzić jeden dzień w Hospicjum Caritas Diecezji Kieleckiej w Kielcach. W jaki sposób można jednak zgłębić tajemnice śmierci, jak nie będąc w pobliżu ludzi, którzy są jej tak blisko? Mimo przestróg, odwiedziłam hospicjum. Nie żałuję. Większość osób cierpi na rakaPierwszym odczuciem po wejściu do hospicjum było zdziwienie. Myślałam stereotypowo, wydawało mi się, że na korytarzach „rozchodził” się będzie brzydki zapach. Byłam w błędzie. Wszystko jest tu nowe i wręcz sterylnie czyste. Budynek ma dopiero dwa lata. - Hospicjum to nie umieralnia. Hospicjum to też życie! Chorzy mają się tutaj czuć jak w domu, a my robimy wszystko, żeby tak było – powiedziała mi Krystyna Tambor, kierownik placówki. Wyjaśniła, że obecnie w hospicjum jest 25. pacjentów i zdecydowana większość z nich cierpi na nowotwory. Odwiedziłam wszystkie sale. Część pacjentów jest już w stanie agonalnym, leży na łóżkach i mam wrażenie, jakby czekała na śmierć. Większość świadomych chorych nie chce mówić o swoim cierpieniu, wiele osób podkreśla jednak, jak bardzo pomagają im pracownicy i wolontariusze hospicjum. Chorzy traktują swoich opiekunów, jak aniołów, którzy przeprowadzają ich na drugi świat. Byle zdążyć… na dyskotekęPacjentką hospicjum, która mnie zaintrygowała jest 70 –letnia pani Julia. Kobieta od dwóch lat cierpi na nowotwór nogi i wie, że zostało jej niewiele czasu. Jak sobie radzi z myślą, że niedługo jej już nie będzie? Początkowo myślałam, że do wszystkiego podchodzi z humorem, teraz jednak wydaje mi się, że jej odpowiedzi były raczej zwykłym sarkazmem. – W 2014 roku pojawił się guz na moim udzie, pan doktor go wyciął, ale wyrosły kolejne dwa – rozpoczyna swoją opowieść pani Julia. Przyznaje, że nie wierzy, że zdarzy się cud. - Może na niego nie zasłużyłam – sugeruje. Kobieta nie ma pretensji do losu. – Nic bym nie zmieniła w swoim życiu. Jak byłam młoda biegałam, fruwałam po świecie, potem wychowywałam wnuczki, które już wyrosły. Teraz wyrósł ten guz i co mam zrobić? Przecież głową muru nie rozbiję – mówi. Zapytałam, czy osoby w tak ciężkim stanie mają jeszcze jakieś plany, marzenia? (to chyba było „głupie” pytanie). – Tak. Dziś idę na dyskotekę. Tylko lakieru nie kupiłam i paznokci nie pomaluję – odparła pani Julia z typowym dla siebie poczuciem humoru. Po chwili całkiem poważnie dodała jednak, że pozostało jej tylko leżeć, czekać i modlić się, żeby nie bolało. Boi się śmierciWiększość ludzi woli ostatnie dni życia spędzić w domu z rodziną niż z obcymi ludźmi, w hospicjum. Pani Julia podkreśla jednak, że jest tutaj na własne życzenie. – Mnie jest tu naprawdę dobrze. Nie jesteśmy zamknięci w czterech ścianach, kto ma ochotę nas odwiedzić to po prostu przychodzi – wyjaśnia. Czy boi się śmierci? Oczywiście, że się boję, nie powiem, że jestem taki bohater. Czasem tylko się zastanawiam, kto mnie tam przywita, mamusia, tatuś, mąż, czy cały orszak się do mnie ustawi – odpowiada tym razem z prawdziwym, promiennym uśmiechem. Zaczęła pracę w hospicjum po śmierci 7 –letniego wnuczkaNiezwykłą osobą, którą poznałam w hospicjum jest pani Helenka. Kobieta rozpoczęła pracę w placówce po tym, jak w kwietniu tego roku na glejaka mózgu zmarł jej siedmioletni będę ukrywać - to była dla mnie zdecydowanie najtrudniejsza rozmowa. Słuchając opowieści o niewinnym dziecku, któremu przyszło przyjmować niezliczoną liczbę chemioterapii i poddawać się trzydziestu radioterapiom, serce się kraje. - Po pierwszej operacji Olusia mieliśmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze i rokowania były dobre. Oluś był na ścisłej diecie bezcukrowej, wszystko mu gotowałam w słoiczkach - opowiada babcia chłopca. Wyjaśnia, że wnuczek bardzo dobrze przechodził chemio i radioterapię, tylko raz wymiotował.–On zawsze się pytał: „Babciu, jak będę brał chemię to będę wymiotował, będzie mnie bolało? Odpowiadałam mu wtedy, że nie, bo będziemy się o to modlić. I modliliśmy się. Czasami całe noce się przemodliłam z nim na różańcu i naprawdę, później już ani razu nie wymiotował. Chłopiec czuł, że odchodziPo roku od stwierdzenia choroby, Oluś czuł, że Mówił do mojej córki: Mamo ty się nie denerwuj, bo przecież wiesz, że ja i tak umrę –wspomina babcia. Wyjaśnia, że wnuczek odszedł w ramionach swojej mamy. - Był bardzo spokojny i wyciszony. Jak ja się modliłam to patrzył na mnie i się uśmiechał. On był zawsze taki pokorny, nigdy nie złościł się i nie pytał dlaczego to on jest chory. Na początku bardzo chciał walczyć, ale potem prosił, żeby zwyczajnie dać mu spokój z tymi dietami, bo on i tak odejdzie… Jego duch odwiedza rodzinę?Pani Helenka głęboko wierzy, że jej wnuczek cały czas z nią jest, mimo że go nie widzi. –Może mi ktoś wierzyć albo nie ale ja wielokrotnie byłam świadkiem, jak rozmawia z nim mój młodszy, blisko trzyletni wnuczek, Jeremiasz. Pierwszy raz byłam w szoku, kiedy Jeremiasz powiedział do mnie: Patrz babcia, Oluś przyszedł. Zapytałam, jak to? Przecież ja go nie widzę. Jeremiaszek odpowiedział; „O… już odleciał w oknie”. Babcia twierdzi, że podobnych sytuacji było więcej. Czasem wydaje mi się, że Jeremiasz mówi sam do siebie, a on po chwili wyjaśnia, że Oluś był u niego. – Ja także bardzo mocno czuję obecność wnuczka i wiem, że ta praca jest jego Helenka po tych wszystkich przeżyciach często przytula i całuje swoich pacjentów chociaż nie wie, czy jej wolno. - Oni bardzo potrzebują takiej zwyczajnej ludzkiej bliskości. Ja kocham pomagać. Choroba Olusia uświadomiła całej naszej rodzinie, że życie jest krótkie, trzeba je dobrze wykorzystać i pomagać wszystkim, którzy są w pobliżu nas. Nie ważne, czy ktoś jest pijakiem, czy narkomanem. Trzeba wszystkich traktować równo. Pytają, ile im jeszcze zostałoPo tej trudnej rozmowie na korytarzu spotykam młodą pracownicę hospicjum, panią Kasię. – Ci ludzie bardzo łakną naszej obecności, a my robimy wszystko, żeby wśród codziennych prac, takich jak mycie czy przewijanie, zwyczajnie chwilę z nimi pobyć. Nawet nie musimy nic mówić, oni chcą, żeby im towarzyszyć, potrzymać za rękę – mówi pani Kasia. Przyznaje, że chorzy czasem pytają, ile im jeszcze zostało, ale takiej odpowiedzi nikt nie jest w stanie udzielić. W jaki sposób pracownicy radzą sobie z wszechobecną śmiercią? – W pracy daję siebie pacjentom, ale w domu żyję swoim życiem. W tym zawodzie trzeba się tego nauczyć – podsumowuje. Ludzie przychodzą do hospicjum, żeby umrzeć godnieNiezwykłą szczerością i prostotą (w dobrym znaczeniu tego słowa) urzekła mnie siostra Tobiasza, która od lat zajmuje się ciężko chorymi osobami. - Nie jesteśmy Panem Bogiem, żeby dokonywać cudów. Ludzie przemijają, a do nas przychodzą po to, żeby umrzeć godnie. My z racji pracy musimy jakoś szybko sobie z tym poradzić, ponieważ po nich przychodzą kolejni pacjenci, którzy także potrzebują naszej pomocy i siły – mówi. W tych czasach ludzie nie powinni umierać w cierpieniuSiostra Tobiasza przyznała, że niedługo przed śmiercią organizm chorego wysyła pewne znaki zwiastujące koniec.– Na początku nie miałam pojęcia, jakie są pierwsze objawy nadchodzącej śmierci, ale teraz zwyczajnie czuję, kiedy ona przychodzi. Większość ludzi gaśnie bardzo spokojnie. Skóra robi się dziwnie szara, traci elastyczność, a rysy twarzy bardzo się wyostrzają. Oczy stają się takie „mniej reagujące”, czasami wzrok zawiesza się w jakimś punkcie – mówi siostra Tobiasza. Wyjaśnia, że często tuż przed śmiercią bardzo spada ciśnienie, a człowiek staje się jakby nieobecny. Wtedy nie ma już mowy o jakiejkolwiek rozmowie, człowiek „podsypia”, aż wreszcie zamyka oczy na zawsze.– Kiedy przy mnie zmarła pierwsza osoba nie miałam pojęcia, że to już się dzieje, choć teraz wiem, że miała wszystkie objawy zwiastujące śmierć. Pamiętam, że zadzwoniłyśmy do siostry, która była pielęgniarką, żeby podłączyła płyny, ponieważ pani nie jadła. Siostra zapytała, czy mam gromnicę. Zmówiłyśmy wtedy dziesiątkę różańca i pani zmarła - wspomina siostra Tobiasza. Wyjaśnia, że ludzie (tak jak ona na początku swojej misji) są czasem zdziwieni, że to już, że śmierć przychodzi tak cicho i zwraca też uwagę na fakt, że medycyna poszła już tak daleko, że nawet chorzy na raka nie muszą, a wręcz nie powinni czuć fizycznego bólu przed śmiercią. – Kiedy teraz słyszę, że kogoś coś boli, bo ma nowotwór to od razu czuję, że coś jest nie tak, że nie trafił tam gdzie potrzeba, albo rodzina nie sygnalizuje, że ten ktoś cierpi, żeby lekarz mógł zweryfikować jego leczenie. Nie powinno być tak, żeby w tych czasach ludzie umierali w olbrzymim bólu, bo jest tyle środków, że cierpienie powinno być złagodzone. Czasem czekają na emeryturęCzy zdarza się, że człowiek przechodząc na drugą stronę czuje, że umiera? – Nie zapomnę pewnej pani, która tuż przed śmiercią powiedziała nam, że ona już idzie tam do góry, a my zostajemy tu, na dole. Była zupełnie świadoma, że umiera i że za chwilę nas zostawi i zostawiła – mówi siostra Tobiasza. Zaznacza, że część śmiertelnie chorych ludzi jest w stanie pogodzić się tym, że zaraz ich nie będzie. – Jedna pani niedługo przed śmiercią bardzo liczyła na to, że zdąży jeszcze dostać emeryturę, bo miała jakiś dług do spłacenia. Pamiętam, że zmroziło mnie, kiedy z niesamowitym spokojem mówiła, co ma jeszcze do zrobienia. Ona była w pełni świadoma ciężkości swojej choroby, doskonale wiedziała że zostało jej być może kilka dni, ale zwyczajnie chciała załatwić sprawy, które ma tutaj na ziemi – mówi siostra. Przed śmiercią dzieją się niespodziewane rzeczySiostra Tobiasza wyjaśnia także, że niektórzy pacjenci mają już dość ciągłych pytań rodziny o to, jak się czują. –Jeden z naszych pacjentów bardzo się kiedyś zdenerwował. Rodzina stała nad nim i płakała, a on zwyczajnie zapytał ich, czy naprawdę nie mogą porozmawiać o czymś innym, bo nie ma już siły na słuchanie o tym, jak bardzo jest chory – z uśmiechem wspomina siostra Tobiasza. Opowiada też historię, kiedy ksiądz na dwie godziny przed śmiercią, zdążył z udzieleniem sakramentu namaszczenia kobiecie, która przez lata była świadkiem Jehowy. - Takich rzeczy się nie zapomina. Ta pani na własną prośbę przystąpiła też do spowiedzi. Nigdy nie robimy nic na siłę, ale przed śmiercią ludzie mają niesamowitą potrzebę zrewidowania swojego życia i pozałatwiania trudniejszych spraw i myślę, że ci, którym się to udaje, odchodzą spokojniej – uważa zakonnica. Siostra Tobiasza zaznacza, że wbrew powszechnym opiniom, ludzie w hospicjach nie umierają w samotności. – Zazwyczaj towarzyszy im rodzina. Kiedyś zdarzyło się tak, że do umierającego ojca przywieziono syna, który przebywał w wiezieniu. Ojciec w chwili śmierci był naprawdę przeszczęśliwy. Pierwsze chwile po śmierciKiedy człowiek wyda ostatnie tchnienie, rodzinie trudno zrozumieć, że ich bliski nic już nie czuje, ale ciało zmarłego bardzo szybko się zmienia. – Człowiek momentalnie staje się blady, a mięśnie tracą napięcie. Ciało z każdą kolejną minutą staje się coraz bardziej sztywne, a do dwóch godzin pojawiają się wybroczyny – opisuje siostra Tobiasza. Komunia Święta na onkologiiW hospicjum msze święte codziennie odprawia ksiądz Sylwester Iwan, który jest także kapelanem na onkologii dziecięcej.– My też jesteśmy tylko ludźmi i czasami pewne obrazy pozostają na długo w naszej pamięci. Dzieci często są bardzo świadome, że odchodzą, a długotrwałe leczenie czasem zwyczajnie bardzo je męczy –mówi kapelan. Wspomina historię chorej na białaczkę dziewięciolatki, która pierwszą Komunię Świętą przyjęła w szpitalu.–Jej leczenie trwało około 5 lat, dziewczynka przeszła przeszczep szpiku, ale w rok po Komunii Świętej odeszła –mówi ksiądz. Zaznacza jednak, że kiedy przyjmowała Jezusa do serca była bardzo szczęśliwa. – W szpitalu zorganizowano wtedy dużą uroczystość. Pomagali wolontariusze, a jedna z kwiaciarni przygotowała wystrój. Do dziewczynki przyjechała rodzina. Gdzie jest sprawiedliwość?Chyba każdy boi się choroby, a nie może być już nic gorszego jeżeli dotyka ona dziecka. Czy rodzice nie mają chwil zwątpienia?- Śmierć czy choroba nie jest karą, jest etapem życia - mówi ksiądz, ale ta odpowiedz jakoś zupełnie mnie nie przekonuje. Jak można wierzyć w miłosierdzie Boga jeżeli karze On takie małe dzieci? - Właśnie nie karze. Nie pytajmy w ten sposób. Zadajmy pytanie, dlaczego tak się dzieje, że dzieci chorują. Jan Paweł II powiedział kiedyś bardzo ważne słowa, że jeżeli świat jeszcze istnieje, to dlatego, że jest cierpienie niewinnych – stwierdził kapelan. - Ogromną pomocą dla ludzi, którzy umierają i dla ich rodzin jest silna wiara. Oczywiście, że na początku jest bunt, ale jeżeli ktoś chce szukać to też znajduje w Kościele wielką pomoc. Oczywiście są także osoby, które do końca żyją i umierają w wielkim buncie, niezrozumieniu, jakimś szarpaniu się z życiem i śmiercią – podsumował duchowny. Do widzenia pani Julio...Kiedy mój „pobyt” w hospicjum powoli dobiegał końca postanowiłam wrócić na chwilę i pożegnać się z panią Julią, której specyficzne poczucie humoru tak bardzo mnie zaintrygowało. Tym razem chora na nowotwór nogi kobieta także cały czas żartowała, że wykupi cały nakład gazety, pod warunkiem, że ładnie wyjdzie na widzenia Pani Julio, powiedziałam. – Do zobaczenia… za pięć lat – odpowiedziała z uśmiechem. Mam nadzieję, że chodziło jej o spotkanie na tym świecie...
kreska na nosie przed śmiercią